Wydawałoby się, że na biegowej mapie Polski niewiele nowego może się wydarzyć. Co roku organizowanych jest kilkadziesiąt imprez ulicznych, biegi ekstremalne, górskie, ultramaratony. Jednak rok temu powiało świeżością. W Warszawie pojawiła się impreza dla amatorów, wzorowana na największych mityngach lekkoatletycznych – 1 Mila. Czy ma ona szansę zmienić dotychczasowe podejście do amatorskiego biegania
Odkąd bieganie stało się sportem masowym, zaczął pokutować kult kilometrów. Amatorzy po kilku miesiącach przygotowań rzucają się na królewskie 42 km i 195 m. Efekt? Stale nawracające kontuzje, niemożność stopniowego budowania formy, zniechęcenie, frustracja. A przecież trening zawodowych biegaczy (na których amatorzy starają się nierzadko wzorować) zakłada stopniowe wydłużanie dystansu docelowego, poczynając od krótkich, by dopiero po kilku latach dojrzeć do maratonu. Takie podejście oferuje gwarancję utrzymywania kondycji na wysokim poziomie przez wiele lat.
Czy moda wyłącznie na klepanie kilometrów kiedyś się skończy? Na pewno, gdyż wielu amatorów marzy o tym, aby biegać zdrowo oraz stale poprawiać swoje wyniki. Tyle, że nie bardzo wiedzą, jak się do tego zabrać. Ponadto imprez dla amatorów na dystansach krótszych niż 5 km, jest po prostu niewiele.
Zauważyliśmy potrzebę biegaczy. W 2017 roku na warszawskim stadionie AWF zadebiutowała nowa impreza dla amatorów, wzorowana na największych mityngach lekkoatletycznych dla zawodowców. Bieg odbywa się na bieżni, z charakterystycznymi dla imprezy stadionowej elementami, takimi jak fotofinisz czy dzwonek na ostatnim okrążeniu biegu. – Bardzo się cieszę, że pojawiają się coraz częściej okazje, aby biegacze amatorzy poczuli się jak zawodowcy. Sam wywodzę się ze stadionu, z biegów średnich i wiem, że to zupełnie inna rywalizacja niż biegi uliczne – mówi trener biegaczy-amatorów, Jacek Wichowski RunningFactory.pl.
A starty na bieżni oferują naprawdę wyjątkowe emocje. – Akcja jest bardzo dynamiczna, często pojawiają się ataki, trzeba „walczyć” o pozycję i optymalny tor, rywalizować bark w bark i zanim się człowiek obejrzy, to już rozbrzmiewa dzwonek oznaczający finałowe okrążenie, gdzie trzeba się zmusić do maksymalnego wysiłku – mówi Wichowski i dodaje – Na bieżni nie zawsze wygrywa teoretycznie najszybszy, raczej sprytniejszy. Jest dużo więcej niespodzianek w porównaniu do rywalizacji na ulicy, dlatego biegi na stadionie są tak widowiskowe i emocjonujące.
Bieżnia nie dla maratończyka?
Wydawałoby się, że tradycyjny biegacz-amator, który celuje w maratony, nie ma czego szukać na bieżni. Jest jednak zupełnie odwrotnie. – Krótsze dystanse biega się jako sprawdzian lub przygotowanie do biegów długich. Zawodnik, która złapie więcej prędkości na krótszych dystansach, ma lepszą technikę i względny komfort podczas docelowych biegów długich, dlatego warto to wplatać w swój proces treningowy, szczególnie w etapie szlifowania formy – podkreśla trener.
Przygotowanie do biegu na milę nie jest wymagajace pod względem logistycznym, a jednocześnie jest na tyle zróżnicowane, że przyniesie wyłącznie korzyści. – Do tego typu dystansów nie wystarczy po prostu klepać kilometry. Tutaj, gdzie jest ta szybkość, zapach palonego tartanu, gdzie dominują przemiany beztlenowe, potrzeba więcej finezji – mówi Wichowski.
Jak się zatem przygotować do biegu rozgrywanego na krótszym niż dotychczas dystansie? – Najważniejsze będą treningi tzw. wytrzymałości tempowej czyli np. 10 x 400 m w tempie startowym z aktywną przerwą i 1 min w truchcie. Jeżeli wykonasz taki trening, to możesz tym tempem próbować pokonać cały dystans – radzi Jacek Wichowski – Porównując to do przygotowań do biegów długich, odcinki wydają się krótkie i względnie proste, ale zapewniam, że jeżeli wykonuje się je z odpowiednią intensywnością to też dają popalić mięśniom. Żeby nie powiedzieć, że je palą żywym ogniem.
Gdy już się zdecydujemy na start, warto obrać odpowiednią strategię na bieg. Cztery okrążenia na bieżni mogą bowiem nieźle dać w kość. Nie warto biec z maksymalnym tempem od pierwszych metrów, bo rezultat będzie taki, że połowę dystansu przetruchtamy. Warto zawczasu oszacować sobie tempo startowe. Jak to zrobić? Jacek Wichowski podpowiada. – Jeżeli nie masz doświadczeń z takich dystansów, to weź swoje średnie tempo startowe z zawodów na 5 km, odejmij zależnie od poziomu wytrenowania 15 – 20 s, utrzymaj to tempo przez 2/3 dystansu, a jak usłyszysz dzwonek to zamknij oczy i leć ile fabryka dała do mety!